A pół kuchni to dopiero początek bo do tego dochodzą zestawy eleganckich ciuchów dla dzieci (kilka sztuk bo muszą mieć wybór;)), ozdoby wielkanocne, no i trzeba w tym wszystkim pochować prezenty i słodycze, żeby dzieciaki nie zobaczyły. Kupić lub zabrać jakieś kwiatki, wysiany owies, koszyczki do święconki. No i jeszcze koty-dwa plus jedzenie dla nich. O karmienie trzeciego kota trzeba prosić sąsiadów bo on się nie nadaje na przesiedlanie, no i jeszcze o przepikowane sadzonki ktoś musi zadbać...Horror taki wyjazd. A jednak jak zwykle strasznie mnie tam ciągnie. Bo jak już dojadę to tam właśnie nagle wszystko mi się chce i potrafię się zorganizować. Nie wiem na czym to polega. Może tam czuje się wakacyjnie i dlatego?, a może to tam jest moje miejsce na ziemi, które daje mi energię??
Dobra wygadałam się a teraz wracam do pakowania bo na końcu tej drogi przez mękę, może nie dzisiaj, ale najpewniej już jutro jest rower, las i wiosenny wiatr we włosach :)
A tymczasem chciałam Wam pokazać skomponowaną przeze mnie dekorację wielkanocną. Stoi ona u mnie już ze dwa tygodnie, ciągle ją modyfikuję, dokładam inne kwiaty, jajka zmieniam na króliki i odwrotnie. No i pewnie jej nie zabiorę bo mąż mnie z samochodu wyrzuci z tą szufladą...;)
A i jeszcze mój jajeczny wazon:
Radosnych Wiejskich Świąt!! pięknej pogody, spacerów po lesie i mokrego dyngusa- dla wszystkich- nie tylko dzieci...
OdpowiedzUsuńDięki, dzięki i nawzajem, coby pogoda lepszą była bo nas tu na razie nie rozpieszcza..:)
OdpowiedzUsuń