Latem zszedł nam jeden z dwóch mocno dorosłych już kocurów. Rozpacz była straszna, a drugi kocur wpadł w depresję więc potrzeba nowego kota była wielka i nagła.
Ale jak to na wsi bidulków szukających domów jest wiele (a nawet nadmiar jak się wkrótce przekonaliśmy) więc szybko adoptowaliśmy śliczną szarą kotkę Lunę. Byliśmy szczęśliwi a z nami chyba cała wieś, gdyż podczas następnego naszego pobytu podrzucono nam następne dwa małe łaciate i różowonose kłębuszki.
Było nie lada wyzwaniem co z tym kocim problemem zrobić, a serca by nic nie robić nie mieliśmy. Jednego kotka udało mi się z mężem wynegocjować podczas długich negocjacji, drugiego wzięli do siebie znajomi dobrzy ludzie. Okazało się, że dostała nam się druga kotka Lily-tak nazwały ją dzieci. Więc mamy teraz kocura i dwie kotki. Ja się śmieje, że układa się to dokładnie jak moje dzieci-najstarszy syn i dwie małe dziewczynki:) I tak to każde dziecko ma swojego kota...a ja potrójną radość, bo zawsze któryś mruczy do ucha;)
Słodziaki co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz