Wreszcie w lasach - chociaż podobno nie wszystkich pojawiły się grzyby. Są borowiki i kanie i zastępy grzybiarzy. W znanych i przez grzybiarzy lubianych miejscach jest strasznie gęsto. Dzięki Bogu są jeszcze magiczne miejsca wolne od tłumów, a za to pełne prawdziwków i zwierzyny. Zebraliśmy rodzinnie ok 300 borowików i kanie na obiad. Było pysznie i przepięknie bo pogoda dopisała. Takie dni wspomina się potem w zimowe wieczory wąchając suszone grzyby. Część małych borowików przeznaczyłam do zalewy ale wcześniej.... uwieczniłam je w wianku:)
Oczywiście poutykałam je tylko i teraz już dumnie zdobią w słoikach moje półki.
A tak prezentowały się w koszykach:
A tak w lesie:)
Dwa ostatnie zdjęcia robione komórką niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz